Archiwum 29 października 2002


paź 29 2002 29 VI
Komentarze: 0

29 VI (piątek)

Jestem szczęśliwym człowiekiem. Tak mi się wydaje, albowiem nigdy nic nie wiadomo. Bieżąca sytuacja: mój ojciec przyjeżdża do Polski. Zainteresował się mną ( dostał za to kasę) po 12 latach. Ładnie, ładnie...Co prawda widziałam go w wieku 10 lat ( obietnica mojej Mamki), ale olałam go będąc bardziej zainteresowana 2 m fikusem benjaminkiem. Miał zadzwonić o 9:00, żeby potwierdzić czy będzie. Notariusz była do 14:30. Łaskawie raczył nas o tym poinformować o ok. 13:00, że ma jeszcze 60 km... Na szczęście udało się i ja dojeżdżając później poczekałam na Mamkę i ojca pod pizzerią. Oczywiście musiał zamówić piwo. Dodatkiem były leki od bólu kręgosłupa. A niech go boli! Później pojechaliśmy do Marka ( dowiedziałam się, że tak na prawdę ma na imię Andrzej :)- przyjaciela, który kiedyś się mną opiekował. A u niego...Zlekceważył mnie kompletnie! Przytoczę słowa:

- To wiesz... Powiedz jej- powiedział mojej Mamie szeptem, gdy ja stałam metr od niego

Zignorował mnie. Miał okazję coś mi przekazać. Dotrzeć do swojej "ukochanej" córeczki, której nawet marnego snickersa nie kupił! Być może wyda się to banalne, ale tak było, bo na jego nieszczęście mam wiele wspomnień z dzieciństwa i to niekoniecznie miłych. Nie bił mnie, nie molestował psychicznie ani fizycznie, ale dokładnie pamiętam "ciocie" za szklanymi drzwiami. Znałam właściwie swoich dziadków, do których mnie podrzucał. Nie darowałam mu tego. Wyraziłam swoje zdanie na ten temat, włącznie z opinią o dziadkach. Poinformowałam go po tym jak zapytał się mnie czy chcę się spotkać z dziadkami, że pamiętam co oni zrobili Mamie. I tyle. Prawie się rozpłakał i wiem, że te łzy wydostały się z jego głębi. Nie interesowało mnie co on czuje. Chciałam wyjść stamtąd jak najszybciej mając w ręku powód do dumy. Zgodę na paszport... W skrócie- nie mogłam go otrzymać bez jego zgody, dopiero gdybym osiągnęła pełnoletność to dostałabym tą przepustkę do świata.

PODSUMOWANIE:

--> po raz 1-szy w życiu wydał na mnie jakiekolwiek pieniądze- 1000€ i prezent- perfumy Sonię Rykiel ( wstrętne)

BRZYDKIE RZECZY:

Dobrze, że chociaż umiem kłamać w dobrej sprawie :) Ta nagroda a 1-sze miejsce w siakimś konkursie (ogólnopolskim!) z francuskiego to malutkie przegięcie. Tymbardziej jego główna wygrana- tygodniowy wyjazd do Paryża z opiekunem. Hehe...Ale tylko w taki sposób mogłam go "zmusić" do wystawienia tej %!@*!?^ zgody.

ktosiowa : :
paź 29 2002 27 VI
Komentarze: 0

 27 VI (Środa)

 Pobudka...wszystko gicio. Pks o 10:26. Wszystko sprawdzone. No ładnie :( Niestety spóźniłam się- tzn. pomyliłam godziny i musiałam jechać po 12:00. Cóż...Ledwo zdążyłam dojechać do Dziabądzicy. Było mnóstwo niebezpieczeństw, ale udało mi się do niej dotrzeć. Tylko do niej, bo niestety do Olego nie. Szybko popełzłyśmy na dworzec. Największym szczęściem jakie mogło nas wtedy spotkać, był fakt iż jest 20 min. OPÓŹNIENIE! :)) Ha! Czyli dodatkowe 20 min. gorzy. Peron 3, tor 4. Hehe...Mamy czekać niby na samym początku pociągu. Zwariował. Przecież to mym musimy go odszukać, jak coś będzie nie tak to zwiewamy :) Ale..Dziabądzica:

-Patrz! No tam idzie...- i trzymała mnie kurczowo za łokieć.                                                                                               -Co się na mnie patrzycie jak na UFO ?

Nie zauważyłam go. Podszedł  kiwając się lekko (podejrzenie: brak trzeźwości). Chcąc wypróbować swoje możliwości zachwycałam się ( raczej dziwiłam się) jaki to on jest wielki. Trochę kiepski pomysł, ale przeszło. Ych! Porwał moją towarzyszkę (nie) doli w swe ramiona. Hehe...ładnie ujmując ;) Wygniótł jej kręgosłup. Potem ja- większy kaliber. Niemalże poczułam jego włosy na klacie przeciskające się przez koszulę z kołnierzykiem. Bleeee...

Pamiątkę jaką zostawił we Wrocławiu to napis przy górce Partyzantów na szyldzie La Fęte i przy przejściu podziemnym przy Galerii Centrum- *** tu był.Celowo nie podaję imienia, bo gdyby to przeglądał to od razu domyśliłby się :) Jako lokalna patriotka oburzyłam się...No, ale cóż...Udaliśmy się w kierunku "Baru", ale po drodze minęliśmy kilka autobusów. Choroba zawodowa- machanie do każdego kierowcy rączką i komentowanie stanu autobusów ( teraz napewno wiedziałby, że to on- pzdr :) Pożegnanie ciut drętwe, ale szybkie.

PODSUMOWANIE:

cechy charakterystyczne:

-czarne spodnie i wieża Eiffela przypięta do szlufki bez jednej nogi

wzrost- 186 cm   oczy- brązowe    włosy- ciemny blond    waga- ... (?)

Cechy sposobu bycia: spontaniczność, poczucie humoru, ekstrawagancja, szczerość, bezpośredniość i wielkie chęci zaczepki

Choroby- zawodowa: machanie ręką do każdego publicznego śodka lokomocji ( autobus), wtrącanie się tam gdzie nie trzeba, szukanie kanarów.

Pozostawiony ślad: ul. Piotra Skargi- La Fęte : "*** TU BYŁ"

ktosiowa : :
paź 29 2002 23 VI
Komentarze: 0

23 VI (Niedziela)

Zapamiętam ten dzień: "Przyjedzie o 13:23. Odjazd 15:35". Całe 2 godziny i 12 minut! Właściwie żałuję, że tak krótko. Jestem przekonana, że ten czas zleci bardzo szybko jakoś tak "nie nasycę się". Niestety odnoszę wrażenie, że Dziabądzica myśli tylko o tym jak to zaplanować. Spontaniczności! Heh...albo beztroskości. Mam nadzieję, że ON będzie się dobrze z nami bawił i nie wyjedzie ze smętną miną. Także mam nadzieję, że Dziabądzica przełami swą nieśmiałość i stwierdzi, że to nie jest takie głupie.

ktosiowa : :